Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

Pierścienie, opasujące jeńców, były w ten sposób wbite w ścianę, że więźniowie nie mogli się dotykać wzajemnie. Mogli jednak zupełnie swobodnie brać jedzenie, które kładziono obok nich. Gdy Manfredo przełamał swoją kromkę, zmiarkował natychmiast, co wyrażało spojrzenie dozorcy. Nie widział wprawdzie nic, ale wyczuł palcami przedmioty, zawarte w chlebie.
Cielo! Oto krzesiwo, używane w prerjach, — szepnął, starając się ukryć wzruszenie. — To zdaje się jest knot świecy. A tu skrawek papieru i ołówek.
Pozostali słuchali z zapartym oddechem. Landola szepnął ochrypłym od wzruszenia głosem:
— Zapalcie więc świecę! Żywo!
— A jeżeli światło padnie przez drzwi i zdradzi nas?
— Czy widzimy choćby promyk światła, gdy nam przynoszą jedzenie? Wartownik nie zauważy płomienia. A więc, jazda!
Bratanek Hilaria usłuchał rozkazu Landoli. Wkrótce zamigotał słaby płomyk. Manfredo zapalił świeczkę i przy jej blasku odczytał następujące gryzmoły:

Z wielkim trudem udało mi się otrzymać pozwolenie na przyniesienie wam posiłku. Manfredo, czy życzysz sobie czego? Jeżeli tak, napisz na tej kartce i włóż do pustego dzbanka.
142