Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

pokrzyżować. Cóż zrobimy, jeżeli się uda? Czy zabierzemy mego brata i siostrzenicę? Wystarczy odsunąć rygiel przeciwległych drzwi, aby ich oswobodzić.
Hm — rzekł Landola po namyśle. — Tak bardzo tęsknicie za swymi krewnymi?
Hm — mruknął również Gasparino. — Właściwie nie. Ta para nie zasłużyła na moją litość.
— Macie rację. Zresztą, siostrzenica wasza, trapiona bólami, byłaby nam tylko przeszkodą w ucieczce. Pocóż kłopotać się o babę, którą i tak niedługo djabli porwą? Niech siedzi, gdzie ją zamknięto!
Twarde te słowa wypowiedział zgrubjańska. Jednakże ani Gasparino, ani Manfredo nie zaprotestowali, myśleli bowiem jedynie o sobie.
— Nasza rola w aferze rodziny Rodriganda skończona — ciągnął Landola. — Skończona raz na zawsze i ostatecznie. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Chodzi tylko o to, jak z bankructwa wyciągnąć maximum korzyści. Cóż wy na to, sennor Cortejo?
— Nie wiem, co tu jeszcze można zarobić. Nigdzie nie widzę nadziei.
— W to nie wątpię! — rzekł szyderczo Landola. — Czy zapomnieliście jednak o swym synu Alfonsie?
— Jakto? Co chcecie przez to powiedzieć?
— Sprawa zupełnie prosta. Syn wasz jest do tej chwili bezspornym dziedzicem hiszpańskich posiadłości domu Rodrigandów. Trzeba tylko uprzedzić przeciwni-

145