— A więc stawiam dwa warunki. Jeżeli je pan spełni, wszyscy odzyskają wolność.
— Słuchamy.
Słowo to rzucił stary hrabia Fernando. Manfred ciągnął dalej:
— Przedewszystkiem złoży pan deklarację, że Alfonso jest oszustem, i każe go wraz z rodziną ukarać.
— Gotów jestem podpisać każdej chwili.
— Ale to nie wszystko. Mariano musi zrezygnować z tytułu hrabiego. Będzie pan musiał oświadczyć, że to ja jestem chłopcem, którego porwano i usunięto.
Więźniowie oniemieli ze zdumienia.
— Odpowiadajże pan! — zawołał Meksykanin tonem rozkazującym.
— Ah, — rzekł don Fernando — chcesz zostać hrabią Rodriganda?
— Tak jest — odparł zapytany z bezczelną szczerością. — To mój warunek
— Nigdy się nań nie zgodzę.
— W takim razie nikt z was nie ujrzy światła dziennego! Daję panu pół godziny do namysłu. Jeżeli po upływie tego czasu nie powie pan „tak“, nikt z was nie otrzyma ani jadła, ani napoju i wyginiecie wszyscy marnie.
— Bóg nas ocali.
— Don Fernando, niech pan nie rozmawia z tyn młokosem! — odezwał się Sternau.
— Co? Nazywacie mnie młokosem? Oto zapłata!
Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.
34