Kurta. Gdy oddział wszedł do kamieniołomów, ktoś rzekł:
— Stać!
— To swój — odparł Kurt.
— Hasło?
— Miramar.
— W porządku.
— Któż to taki? — szepnął przywódca.
— Kolega. Musi was prowadzić przynajmniej dwóch ludzi.
— Hm. Gdzież jest wejście?
— Tu — wskazał Sternau. wchodząc do podziemi. Otworzył jedną ślepą latarkę, drugą podał Kurtowi.
— Kto pójdzie przodem? — zapytał oficer!
— Ja — odparł Kurt.
— A tamten ztyłu?
— Tak.
— W takim razie będzie trochę za mało światła. Ale trudna rada. Naprzód!
Umieściwszy się na przodzie, Kurt wszedł do krużganka. Za nim ruszył przywódca z całym oddziałem. Zaczęli wolnym krokiem przechodzić z jednego korytarza podziemnego do drugiego.
Po niedługim czasie dotarli do tego, w którym Sternau rozsypał proszek. Kurt minął już korytarz i stanął przed drzwiami, których Sternau nie zamknął. Gdyby postąpił jeszcze krok dalej, miałby korytarz za sobą i nie mógłby zapalić proszku. Sternau poinformował go, że rozsypał proszek wzdłuż prawej ściany piwnicy. Teraz szedł na samym końcu oddziału i nie
Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.
54