Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

Zostanę prezydentem Meksyku? Czyż nim nie jestem?
Kurt nie dał się zbić z tropu i odparł:
— Muszę zwrócić uwagę, że nie wygłaszam tu zdania osobistego.
— Czyż nim nie jestem? — ciągnął Juarez. — Któż mnie pozbawił władzy, czy godności?
— Napoleon i Maksymiljan.
— Oni? Pah! Sam pan w to nie wierzy. Zapewniam pana, że w przeciągu kilku tygodni zawładnę całym Meksykiem. Powtarzam raz jeszcze: gra jest przegrana.
— Więc pan będzie sędzią Maksymiljana? Na cóż go pan skarze?
— Na rozstrzelanie.
— Czy można tak bez ceregieli rozstrzelać członka rodziny cesarskiej?
— Nie stanie się to bez ceregieli. Sądzić go będzie sąd.
— Sąd ten nie powinien zapominać, kim jest oskarżony. Arcyksiążę austrjacki zasługuje chyba na pewne względy.
— Kto liczy na względy, ten sam powinien był względy stosować. Złodzieja, oszczercę, buntownika, wywołującego wojny domowe, karać się powinno bez względu na jego rodowód, czy pochodzenie. Im kto przebieglejszy, tem okrutniejszą ponosi karę.
— To zasady surowego sędzi.
— Jestem takim.
— Ale takich zasad nie powinien wyznawać, kto

66