Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

mocny, niezłomny charakter, przeprowadza pan każdy swój plan, każde zamierzenie.
— Nic zresztą?
— Sercem pańskiem nie kieruje wyłącznie rozum. Dlatego spodziewam się, że prośba nasza nie będzie daremna.
Hm. Czego właściwie ode mnie żądacie?
— Pozwól pan uciec arcyksięciu!
— A jeżeli się nie zgodzę?
— W takim razie nie skazuj go przynajmniej na śmierć.
Zapoteka potrząsnął głową i rzekł:
— Sennores, wymagacie za wiele. Maksymiljan wydał na siebie wyrok przez swój własny dekret. Chciałem okazać litość, ale nie słuchał mnie. Nie mogę uznać go za cesarza Meksyku, tak samo jak on nie uznaje mnie jako prezydenta. Nie mam chęci wdawania się z nim w dyplomatyczne przetargi, tak samo jak on nie życzy sobie stosunków ze mną. Jestem jednak nietylko prezydentem, ale i człowiekiem. Jako człowiek przemawiałem do człowieka; niestety, Maksymiljan słów moich nie słuchał.
— Jakież zaślepienie! — zawołał Sternau.
— Wysłałem sennoritę Emilję. Zwróciła uwagę Maksymiljana na tych, którzy go otaczają. Udowodniłem, że otoczenie to składa się ze zdrajców, albo głupich awanturników. Habsburg nie wyciągnął jednak żadnych konsekwencyj.
— W takim razie sam ponosi winę.
— Tak, sam. Kazałem powiedzieć, że droga do morza pozostanie dlań do ostatniej chwili otwarta, —

73