Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ma pan rację. Jestem tego zdania. Myślę, że nie będzie mnie pan fałszywie sądzić.
— Ależ, oczywiście! Nie wątpię ani w pańską odwagę, ani w wyjątkowe zdolności. Mimo to chciałbym, aby pan u mnie pracował.
— W jakiejże roli, jeżeli nie jako oficer.
— W roli lekarza. Podczas walk lekarze są bardzo potrzebni. Niestety, mamy ich bardzo mało. Rozporządzam zaledwie jednym chirurgiem.
— Na jak długo chciałby mnie pan zaangażować?
— Na nieokreślony termin. Nie chciałbym sennorowi być przeszkodą. Odejdzie pan, skoro uzna za potrzebne.
— Dobrze. Zgadzam się.
Podali sobie ręce. Juarez rzekł:
— A więc rzecz załatwiona. Dziękuję serdecznie. Kto panu jeszcze towarzyszy?
— Bawole Czoło, Niedźwiedzie Serce, Sępi Dziób, Piorunowy Grot i mały André.
— Cóż oni będą robić?
— Pomyślę o tem. Co do André’go, to zaproponowałbym, aby go wziął ze sobą sennor Unger.
— Ależ bardzo chętnie! — rzekł Kurt.
— Doskonale. Jeszcze jedno. Mówiliście panowie o przedmiotach, zagarniętych w piwnicach klasztornych, nieprawdaż?
— Tak. Leżą tam listy Hilaria i skarby, które nagromadził.

78