Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mam wrażenie, że obawia się pan, abym nie przejrzał jakichś tajemniczych sprawek.
— Mamy przecież wojnę, więc niespodzianki zawsze należy się spodziewać.
Grubas spojrzał na Hilaria ostrym wzrokiem.
— Chce pan się ze mną bawić w ślepą babkę? Nie radzę.
— Nie mam nic do ukrywania. Cóż chce mi sennor powiedzieć?
— Od chwili, w której otrzymałeś pan znane ci polecenia, niejedna zaszła zmiana. Przybyłem, aby ułatwić panu zadanie. Związek powysyłał do kilku miejscowości, leżących na tyłach republikanów, oddziały wojskowe, które podejmą akcję zbrojną.
Ah! Mają wstrzymać pochód prezydenta?
— Tak. Ale nietylko o to chodzi. Dzięki tej dywersji będzie pan miał ułatwione zadanie, akcja zaś nabierze pozorów filocesarskiej.
— Ah, rozumiem. Maksymiljan uwierzy, że liczba jego zwolenników jest większa, niż przypuszczał. Nabierze odwagi, zaufania do siebie. Nie zechce nawet myśleć o ucieczce z Meksyku.
— Tak. Będzie przekonany, że sytuacja jest o wiele lepsza, niż mu się zdawało. To przekonanie wyda go w ręce republikanów. Republikanie zaś nie mogą ułaskawić cesarza ze względu na dekret z 3-go listopada i rozstrzelają go. Cały świat napiętnuje Juareza jako mordercę.
— Gdzież się odbędą te demonstracje?
— Pierwsza w Santa Jaga.

82