Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

— W Santa Jaga? — zapytał starzec przerażony. — Dlaczego właśnie tam?
— Tak postanowił tajemny związek.
— Czy obejmą klasztor della Barbara?
— Owszem, nawet w bardzo poważnym stopniu. Klasztor jest zbudowany jak forteca. Ostoi się przed każdym atakiem. Dlatego nasi obsadzili go w nocy po waszym odjeździe.
— Do kroćset! I mnie tam niema...
Hilario nie mógł ukryć wyrazu niemiłego zakłopotania.
— Dlaczegóż to pana tak wzburza? — zapytał grubas, patrząc nań zpodełba.
— Mam wrażenie, że nietrudno zgadnąć. Wie pan przecież, że jestem kierownikiem szpitala. Odpowiadam za wszystko, co z nim ma jakąkolwiek styczność.
— Nic mnie to nie obchodzi!
— A mnie bardzo. Iluż żołnierzy umieściliście w klasztorze?
— Około dwustu.
— Mam cały szereg ciężko i lekko chorych, rekonwalescentów i słabych na umyśle. Wyobrażam sobie, jak podziała na nich zgiełk i zamieszanie, nieodzowne przy obsadzeniu klasztoru przez wojsko.
— Niech zdychają!
— Opinja klasztoru zostanie narażona na szwank.
Pah! Przecież obsadzony został nie z pana winy.
— No tak, ale skutki na mnie się skrupią.
Ah! — roześmiał się Arrastro. — Od kiedyż to

83