— Tak. Powiada nawet, że był obecny przy powstaniu w Santa Jaga.
— Ah, nie spodziewałem się, że będzie aż tak posłuszny! Ten człowiek jest narzędziem, które należy zniszczyć po użyciu.
— Przeznacza go pan na ofiarę?
— Oczywiście. Czy my mamy zginąć zamiast niego? Zwracam pańską uwagę, że wszystkie powstania, zamieszczone w spisie, z wyjątkiem zajść w Santa Jaga, są kłamliwą fikcją. Zresztą, nie żal mi wcale tego łotra. Ukrywa w klasztorze tajemnice, które muszę zbadać. Albo zginie, albo też my obaj i Miramon odpowiemy za wszystko głową.
Grubas wypowiedział nazwisko Miramona ledwie dosłyszalnym szeptem.
— A więc zaprowadzę Hilaria do cesarza — rzekł adjutant.
— Przedtem trzeba go stawić przed Miramona. Generał przebywa w swej pracowni, w klasztorze La Cruz.
— Gdzież się spotkamy?
— Natychmiast opuszczam Queretaro — odparł grubas. — Przesyłaj pan wszystkie wiadomości do mieszkania w Tuli.
Opuścił pokój przez boczne drzwi. Adjutant wrócił do pokoju, w którym czekał Hilario. Rzekł doń z miną łaskawego dobroczyńcy:
— Pójdziemy przedewszystkiem do generała Miramona. Chyba wiadomo panu, że do koronowanych głów trudno się dostać odrazu.
— Jestem na usługi.
Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.
87