Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

niecałych dwóch łokci od moich stóp siedział jeden ze strażników paląc cygaro, pochodzące zapewne z hacjendy; czterej inni leżeli naokoło mnie i spali.
Kto mnie dotknął? Z pewnością nie żaden z Yuma; z jakiego powodu miałby mnie w ten sposób budzić ze snu? A gdyby to był uczynił, odezwałby się teraz, powiedziałby, czego chce; tymczasem wokoło mnie panowała cisza. Pomyślałem natychmiast o moim małym Mimbrenju; oczywiście, nie odezwałem się ani słowem, tylko poruszyłem kilka razy głową do góry i nadół, ażeby pokazać, że się obudziłem. Mój sprzymierzeniec musiał leżeć poza mną w trawie, której wysokość przenosiła stopę; dawała więc ona w ciemności nocnej wystarczającą osłonę zwinnemu chłopcu; nawet strażnik, siedzący wpobliżu, nie mógł go zauważyć. Ale mimo wszystko była to podziwu godna śmiałość, że się odważył przekraść poprzez śpiących wokoło Indjan i dotrzeć aż do mnie.
Skoro wykonałem znamienne ruchy głową, posłyszałem za sobą cichy, delikatny szmer, jakby się ktoś z największą ostrożnością czołgał w trawie; ów „ktoś“ przysunął się tak blisko, że głowa jego znalazła się tuż obok mojej, przyłożył usta do mego ucha i szepnął ledwie dosłyszalnym głosem:
— Jestem Mimbrenjo! Jaki rozkaz ma Old Shatterhand dla mnie?
A więc to on był rzeczywiście! Uczułem głęboką radość. Ten chłopiec, obok wielkiej odwagi, posiadał bystrość i przebiegłość, która mu była potrzebna, jako przyszłemu wojownikowi. Pragnął sobie zdobyć imię; był przekonany, że jego życzenie spełni się prędzej u mego boku,

12