Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

za leki, a leki wszystkie przyrzekłem pozostawić czerwonym. Nalgu Mokaszi był wszędzie i doglądał usilnie, byle znienawidzeni przez niego Yuma, nie uniknęli ostrego obejścia.
Południe już nadchodziło, gdy uwinęliśmy się z tą niewdzięczną pracą. Yuma leżeli obok siebie powiązani, jak worki z kartoflami. Odebrana broń piętrzyła się jak kopiec; miano ją rozdzielić po południu. Podobnie z rzeczy hacjendera uzbierał się spory okład. Dałem je do przechowania kilku Mimbrenjom wypróbowanej rzetelności.
Spożyto posiłek, po raz pierwszy dzisiejszego dnia. Wszyscy byli syci, gdyż obydwie strony miały dosyć żywności. Ponieważ nie spaliśmy w nocy, postanowiono przespać upalne godziny. Przed wieczorem mieliśmy wyruszyć. Dokąd — rozumiało się samo przez się; mianowicie do miejsca, gdzie rozbili obóz pozostali Yuma ze zrabowanemi trzodami. Wojowników mieliśmy wziąć do niewoli, stadniny oddać hacjenderowi.
Teraz nastąpił podział zdobytej broni. Wszczął się nieopisany gwar. Każdy chciał chwycić najlepszą sztukę. Wydzierano sobie flinty, pogardzając łukami i strzałami; a ponieważ większa część broni palnej była nic warta, więc wynikły spory i kłótnie, które mógł uśmierzyć tylko rozkaz wodza.
Rozłożyliśmy się obozem w cieniu drzew; kto tylko nie miał czuwać, ten wypoczywał, aby zebrać siły na dalekę jazdę. Zamierzaliśmy bowiem zatrzymać się dopiero u celu podróży. Straż pełniło dziesięciu ludzi, ilość w zupełności wystarczająca, mimo pokaźnej liczby pojmanych. Co godzinę luzowano wartę. Podobnie ja,

121