Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

znużyć mój wzrok, i potem — napaść niespodzianie. Nie omyliłem się, gdyż nagle oczy jego formalnie stanęły w ogniach; rzuciłem nóż, przekonany, że wódz skoczy na mnie. Rzeczywiście podnosił już nogę, lecz znowu postawił ją na ziemi i zawołał:
— Czy widzieliście, jak Old Shatterhand się boi? Opuścił nóż, bo strach rozwarł mu palce!
Zamiast odpowiedzi schyliłem się, udając, że chcę podnieść nóż; wiedziałem jednak, że on, jako doświadczony wojownik, spróbuje wyzyskać do ataku nadarzającą się sposobność. Zaraz też wykonał rozstrzygający skok, rozstrzygający, bo skokiem tym zdecydował swoją porażkę. Ponieważ ja się schyliłem, więc i on musiał również skurczyć swą wysoką postać, aby trafić mnie w plecy. Ja jednakże błyskawicznie odskoczyłem na bok — wyprostowany. Stanąłem obok niego i mogłem użyć całej swojej siły, podczas gdy on, schylony, uderzał w miejsce mego uprzedniego stanowiska. Grzmotnąłem go pięścią w kark; upadł jak wór piasku, — bezwładną masą zwalił się na ziemię. Wyrwałem mu nóż z ręki, odwróciłem go, położywszy nawznak, aby uklęknąć mu na piersiach, i chciałem przyłożyć ostrze do jego gardła. Było to jednak zbyteczne. Powstrzymał mnie wyraz jego oczu, źrenice szeroko rozwarte i nieruchomo wbite w niebo, jakgdyby szklane. Usta miał również otwarte. ciemna, spalona wiatrami i słońcem twarz, zastygła w kamiennym bezruchu. Leżał nieruchomo. Powstałem i rzekłem do Winnetou:
— Wódz Apaczów widzi Nalgu Mokaszi, leżącego w prochu, a jego nóż w mojej ręce. Niechaj rozstrzygnie, kto jest zwycięzcą!

130