Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

Apacz zbliżył się i ukląkł przed Mimbrenjem, aby go zbadać. Gdy podniósł się, twarz mu oblokła surowa powaga, a głos drżał, gdy rzekł:
— Wódz Apaczów miał rację, mówiąc, że Silny Bawół dzisiaj jeszcze uda się do Wiecznych Ostępów. Pięść Old Shatterhanda jest jak głaz; gruchocze bowiem na miazgę nawet wtedy, gdy nie zamierza zabijać!
Silny człowiek może drugiego ogłuszyć uderzeniem, choć go później ręka boli przez parę godzin, ale zabić? Zabić można tylko wtedy, gdy natrafi się na tak czułe miejsce, jak skroń. — Wojownicy stali w milczeniu, obydwaj synowie zwyciężonego zwiesili głowy; schyliłem się, aby sprawdzić, czy Winnetou miał słuszność.
Oczy wodza patrzyły jak martwe, usta zdradzały paraliż; a tylko serce ledwie — ledwie biło. Żył więc jeszcze. Spróbowałem nacisnąć powieki; ruszył wargami i wydał parę nieartykułowanych dźwięków. Oczy jego poruszyły się również, jakby szukając kogoś, wreszcie utkwiły we mnie. Rozszerzała je trwoga. Wargi otwierały się i zamykały, jakby chcąc przemówić, bez skutku jednak. Ciałem wstrząsały konwulsyjne drgawki, wskazując, że wódz wytęża siły, aby przezwyciężyć bezwład. Wstałem więc i powiedziałem czerwonym, którzy oczekiwali na rezultat badania z niecierpliwością:
— Nie umarł; żyje. Dusza nie opuściła go jeszcze; ale czy ciało słuchać jej będzie jak dawniej, tego wiedzieć nie mogę; czas to pokaże.
Wtem rozległ się z miejsca, gdzie leżał wódz, długi, przeraźliwy krzyk. Leżący skoczył na równe nogi, jak sprężyna, machał ramionami i wołał:

131