Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

jak jego starszy brat. Nie zabrano ci czci. Spytaj Winnetou i starszych twego szczepu; potwierdzą moje zdanie!
Odwróciłem się i oddaliłem, by ujść dalszym sprzeciwom. Coprawda, darowizna moja była dla niego ciosem, nielżejszym od tego, jaki otrzymał w kark. — Wrócił na swoje miejsce, przykucnął ze smutkiem. Reszta wojowników podążyła również do swych koców, ale nikt nie mógł już usnąć. Gdy po upływie oznaczonego czasu zluzował mnie Winnetou:
— Czy mój brat Shatterhand — zapytał — uderzył już kiedy tak, by nie ogłuszyć, a pomimo to odebrać duszy władzę nad ciałem?
— Nie.
— Było to straszne! Czy ten bezwład mógł długo potrwać?
— Tygodniami, miesiącami, a nawet latami całemi!
— A więc niech mój biały brat nigdy już nie zadaje ciosu w kark; lepiej wroga zabić odrazu! Silny Bawół nie zmusi cię więcej do walki. — Zgaduję, o czem mówiłeś z Vete-ya. Żądał pewnie, abyś go już dzisiaj uwolnił?
— Tak.
— Lecz nie odpowiedział jeszcze na twoje pytania?
— Nie.
— Nigdy zresztą nie powie prawdy; okłamie cię. Żądając natychmiastowego uwolnienia, okazał czelność, godną zwierzęcia, które się żywi padliną! Zasługuje na śmierć przy palu męczarni! Jaki los go czeka?
— Ten sam, jaki mu przeznaczył Winnetou.
— Moje myśli są twojemi. Old Shatterhand i Winnetou nie łakną krwi, ale nie mogą uratować Wielkich Ust.

133