Mądre jego oczy rzuciły mi spojrzenie pełne wdzięczności, lecz nie odezwał się ani słowem. Więc nie wypowiedź, tylko pytanie ciążyło mu na sercu. Nie mógł go postawić, bo dopuszczając rozmowę, nie upoważniłem go jeszcze do zadawania pytań.
— Wiem, co mój czerwony brat ma na języku. — mówiłem dalej. — Czy mam mu to powiedzieć?
— Old Shatterhand powie, gdy zechce.
— Chodzi o twojego ojca, Nalgu Mokaszi. Czy mam rację?
— Old Shatterhand trafia zawsze w sedno.
— Chciałbyś mnie spytać, dlaczego podarowałem ci jego życie?
— Tak; — nie mogłem się jednak na to odważyć.
— Wyczytałem pytanie z twojej twarzy. Powinieneś mówić do mnie, jak do swego rówieśnika.
— Jeśli Old Shatterhand pozwala, to powiem mu, że mój ojciec umrze!
— Dlaczego tak sądzisz?
— Poznaję po nim, a mój starszy brat jest tego samego zdania. Zabije się, gdyż nie zniesie podwójnej hańby.
— Nie jest to hańbą ulec w walce ze mną. Zwyciężyłem niegdyś Winnetou, zanim został moim bratem. Spytaj go, czy się tego wstydzi. Pomów z ojcem. Duma nie pozwoli mu zagadnąć mię o to; lecz ty jesteś jego synem, ciebie wysłucha. Mówiłeś jednak o podwójnej hańbie. Czy masz na myśli to, że darowałem tobie jego życie?
— Tak.
— Czy doprawdy sądzisz, że to hańba?
— Bardzo wielka. Dlaczegoś tak uczynił?
Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.
136