Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

i dzielności. Postaram się, abyś zawsze był wpobliżu mnie, dopóki zabawię w tych okolicach.
Schwycił jeden palec mojej ręki, całej bowiem nie odważył się uścisnąć, i przyłożył go do swej piersi, mówiąc głosem płynącym z głębi wzruszonego serca:
— Przedtem przyrzekłem oddać życie memu wielkiemu białemu bratu; teraz zaś pragnę tylko jednego, abym je mógł poświęcić za Old Shatterhanda!
— Wiem, wiem! Jesteś wdzięcznym chłopcem, a kto nie zapomina o wdzięczności, ten wędruje drogą wszystkich cnót i zalet!
Mały westchnął głęboko. Słowa moje dotarły do głębi jego serca i na pewno padły na żyzny grunt. —
Nastał zmrok. W wąwozie było już ciemno. Musieliśmy więc pilnie baczyć. Szczęściem, chłopiec umiał, chodzić bez szelestu. Indjanie ćwiczą się od wczesnej młodości w tej sztuce, bo prawdziwie jest sztuką skradanie się bez szmeru.
Okazało się, że w wąwozie niema ani jednego nieprzyjaciela. Doszliśmy do wyjścia przy ostatnim blasku dnia, który pozwolił nam rozejrzeć się w sytuacji.
Gdy byłem jeńcem Yuma, obozowaliśmy nieopodal wąwozu. Tymczasem pasące się zwierzęta zjadły całą roślinność i dlatego musiały się oddalić wraz z pasterzami znacznie dalej. Ujrzeliśmy bydło zdaleka, konie i i krowy wielkości owczarków; Indjanie, pilnujący ich, wyglądali na trzyletnie dzieciaki.
Tylko jeden z nich zdawał się być większy, ponieważ był bliżej nas. Tak, zbliżał się widocznie do nas, to znaczy do ujścia wąwozu. Aby zbadać stopień inteligencji chłopca, zapytałem:

138