— A więc prędzej! Już czas!
— Gdzie ukryje się tymczasem Old Shatterhand?
— To moja sprawa. Nie licz na mnie. Jeśli nie postąpisz zręcznie i prędko, przeciwnik cię zabije.
Odpowiedział dumnie:
— Żaden Yuma nie zabije Mimbrenja! Schwytam go poślę na pal!
Był zręcznym gimnastykiem; w jednej chwili stał już na skale. Wrósł w nią tak, że nie mogłem go dostrzec.
Teraz i dla mnie był najwyższy czas się ukryć. Yuma dzieliło od nas najwyżej trzysta kroków. Powróciłem więc śpiesznie i ukryłem się za wyrastającym głazem. Przedsięwzięcie było dla małego bohatera, pomimo mojej obecności, dość niebezpieczne. Gdyby Yuma zauważył go przedwcześnie i przyszłoby do walki, nie zdążyłbym mu pomóc, nie mogąc strzelać, gdyż zaalarmowałbym czerwonych. Czekałem więc z niecierpliwością i biciem serca na wypadki, tem bardziej, że byłem za nie odpowiedzialny. Z całego serca życzyłem chłopcu powodzenia. Chętnie dałbym mu imię, jak starszemu bratu. Winienem mu był bowiem wdzięczność za szybkie sprowadzenie pomocy. —
Ciemność ułatwiła wykonanie zamiaru. Prócz tego okazało się coś, czego nie przypuszczaliśmy. Yuma nie zapuścił się w wąwóz, tylko chodził przed nim tam i zpowrotem. Kilkakrotnie mijał skałę, gdzie leżał zaczajony chłopiec; odległość jednak była zbyt duża, aby go dosięgnąć kolbą.
Sądząc, że mały Mimbrenjo zaczeka, aż Yuma się zbliży zupełnie, uzbroiłem się w cierpliwość. Przeszło
Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.
141