Teraz należało powrócić, wziąwszy ze sobą jeńca. Wiedziałem, że niezadługo zluzują go, musieliśmy więc być tutaj na czas znowu, aby przyjąć jego następcę. Było do przewidzenia, że ten ostatni, nie zastawszy swego poprzednika, zaalarmuje wszystkich. Dlatego spytałem Yuma:
— Czy poznajesz mnie?
— Old Shatterhand! — zawołał, patrząc na mnie z przerażeniem. — Tak, poznaję cię!
— Jeśli ci miłe życie, nie krzycz i odpowiedz prawdę na moje pytania. Czy od czasu mej ucieczki przyłączyli się do was jeszcze jacyś Yuma?
— Nie.
— A czy zdarzyło się coś ważnego?
— Nie.
— Kiedy cię zluzują?
— Po upływie podwójnego czasu, który biali zwą godziną.
— Teraz pójdziesz z nami. Odwiążę ci więzy na nogach, abyś mógł chodzić. Jeśli będziesz usiłował uciec, zakłuję cię na miejscu!
Zwolniłem mu lasso z nóg, silnie skrępowałem ramiona i przywiązałem do siebie, aby upewnić się, że nie ucieknie. Teraz śpiesznie powróciliśmy pomimo ciemności, nie obawiając się, jak za dnia, że nas ujrzą Indjanie. Po powrocie objaśniłem Winnetou, gdzie obozują Yuma.
— Będzie bardzo łatwo ich schwytać — rzekł. — Naturalnie, nie weźmiemy ze sobą jeńców, gdyż mogliby nas
Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.
143