ludziom rozkazy. Wrogowie mimowoli utatwili nam zadanie. Siedzieli wszyscy razem pośrodku pastwiska; tylko czterech przechadzało się, pilnując stadnin. Gdyby udało się nam unieszkodliwić tych czterech bez hałasu, z łatwością mogliśmy resztę okrążyć tak, że musieliby poddać się bezzwłocznie. W przeciwnym razie, to jest gdyby któryś z nich wszczął alarm, zmuszeni bylibyśmy użyć broni.
Na szczęście przemoc okazała się zbyteczna. Z łatwością pojmaliśmy czterech wartowników; jednego z nich posłałem do reszty okrążonych Yuma, by przedstawił im beznadziejność położenia. Dałem Yuma dziesięć minut do namysłu. Po upływie tego czasu zostaliby obrzuceni gradem kul. Byli na tyle przezorni, czy tchórzliwi, że poddali się przed upływem terminu.
Rozpalono ogniska i przyprowadzono konie; posłaliśmy gońca do Nalgu Mokaszi, wzywając go do wyruszenia. W obozie zawrzał ruch. Obejrzeliśmy trzody zrabowane hacjenderowi; kilka bydlątek padło przytem pastwą naszej żarłoczności. Sądziłem, że nie weźmie nam tego za złe. Mieliśmy wszak solenny zamiar oddać mu uprowadzone zwierzęta! — Postanowiliśmy z Winnetou wyruszyć zaraz nazajutrz z trzodami do hacjendy. Gdy powiedziałem o tem wodzowi Mimbrenjów, spytał:
— A co się stanie tymczasem z jeńcami?
— Jeńcy są twoją własnością. Zrób z nimi, co ci się podoba, — odparł Winnetou.
— Zabiorę ich do pastwisk mego szczepu, gdzie urządzimy sąd nad nimi.
— Będą ci do tego potrzebni wojownicy, a Old Shat-
Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.
147