Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

stale owinięty derką, na każdem obozowisku, skoro tylko zdejmą cię z konia. Wtedy przekonasz się, czy potrafisz uciec! Rozwiążcie ręce — zwrócił się do moich strażników — i dajcie mu mięsa; potem zawinę go w koc. Od dzisiaj będę to sam zawsze czynił, żeby temu psu odebrać nawet cień nadziei!
Teraz porwał go naprawdę gniew, że byłem tak spokojny i, skrępowany więzami, nie uznawałem jednak jego przemocy. Właściwie podjąłem bardzo ryzykowną grę, mówiąc tak otwarcie o ucieczce. Ale cóż? Byłem niezawodnie przekonany, że partję wygram.  —
Jeden ze strażników przyniósł mięso; inni zdjęli mi rzemienie z rąk. Chwila działania, rozstrzygająca o moim losie, była już blisko. Mimo to, okazywałem, i w duchu czułem, zupełny spokój. Tak być musi. Kto w takiej chwili drży i traci pewność siebie, temu niełatwo uda się przeżyć ją szczęśliwie.
Porcję suszonego mięsa pocięto mi na długie, cienkie skrawki, które mogłem z łatwością rozgryzać zębami, nie używając noża. Żułem je tak powoli i niewinnie, jakgdybym poza apetytem do niczego w świecie nie przykładał wagi; podniosłem się przytem i przeginałem, trzymając nogi i stopy w ten sposób, że mogłem jednym ruchem rozciąć wszystkie więzy i rzemienie, któremi byłem skrępowany. Dwa cięcia wymagały już za wiele czasu, chociaż różnica wynosiła jedno mgnienie oka. Życie moje zawisło od ułamków sekundy.
Wódz obserwował mnie z ponurym wyrazem twarzy; gniewała go moja powolność i wygodnictwo w jedzeniu; prawdopodobnie postanowił ukarać mnie później przez zacieśnienie więzów na członkach.

29