— Kończ prędzej! — rozkazał. — Nie myślę tak długo na ciebie czekać!
Ażeby uzyskać czas, potrzebny do pochylenia się naprzód i wyciągnięcia noża, udając przestrach wobec nagłego i ostrego rozkazu, wypuściłem mięso z rąk. Nikogo więc nie zdziwiło, że się pochyliłem, ażeby je podnieść; wyciągnąłem po nie lewą rękę. Podczas gdy oczy wszystkich były zwrócone na mięso i dłoń lewą, sięgnąłem prawą pod kamizelkę, odpowiadając:
— Prędzej? Dobrze, niech się więc zaraz stanie. Uważaj!
Przy ostatniem słowie miałem już ostrą klingę noża między ciałem a rzemieniem; jedno cięcie — zerwałem się, postawiłem wodzowi prawą nogę na ramieniu i, przeskoczywszy przez niego, popędziłem wprost przed siebie, ku ujściu wąwozu. Muszę przyznać, że gdy po skoku przez głowę wodza dotknąłem nogami ziemi, odniosłem wrażenie, jakby się nogi załamały pode mną; musiałem jednak biec dalej, więc biegłem; mus podsyca siły. — W pierwszej chwili, gdy przelatywałem ponad trawą długiemi skokami, panowała za mną najgłębsza cisza, cisza wywołana niespodzianką i przestrachem; wszyscy zgłupieli poprostu; myśl niewiarogodna stała się tak nagle rzeczywistością. Potem jednak — gdy ubiegłem może sto kroków — rozwiał się czar i zabrzmiało ztyłu wycie, jakby chór tysiąca djabłów akompanjował mojemu popisowi. Nie oglądając się jednak, pędziłem dalej; musiałem wytężyć odrazu wszystkie siły, żeby dobiec do konia. W stanie, w jakim się znajdowałem, nie byłbym wytrzymał takiego biegu nawet przez dwie minuty.
Wtem ujrzałem mojego Mimbrenja, wychodzącego
Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.
30