Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

Niebawem znaleźliśmy się na pewnego rodzaju małej prerji, szerokiej na kwadrans jazdy konnej. Po przeciwnej stronie rosły krzaki, dające bardzo dobre ukrycie. Dojechawszy tam, zatrzymałem wierzchowca i zeskoczyłem na ziemię.
— Czy Old Shatterhand chce już tutaj odpocząć? — zapytał Mimbrenjo.
— Nie; zatrzymamy się tylko na krótki czas, żebym mógł pomówić z wojownikami Yuma.
Chociaż zamiar mój wydawał mu się zapewne więcej niż dziwny, nie odezwał się słowem. — Odwiązałem od siodła pakunek z nowem ubraniem, ażeby się nareszcie w nie przebrać, gdyż stare ucierpiało tyle podczas mojej niewoli, że już teraz mogłem ujść naprawdę za włóczęgę lub żebraka. Przy tej sposobności muszę nadmienić, że Indjanie mieszkający na południu są o wiele wrażliwsi na strój człowieka, niż ich północni bracia; Meksykanin również ubiera się daleko ozdobniej i wystawniej niż praktyczny Jankes. Północny Sioux albo Crow nie odmawia białemu myśliwcowi szacunku, nawet gdy ten stanie przed nim w łachmanach; natomiast Pimo lub Yaqui nie może się pogodzić z tem, żeby licho ubraną osobę uważać za dzielnego człowieka. A przecież o stosunkach między ludźmi stanowi wrażenie pierwszej chwili. Gdybym nie był się pokazał w hacjendzie w mojem starem ubraniu, Timoteo Pruchillo prawdopodobnie uwierzyłby mi prędzej i nie byłbym zmuszony wypoliczkować i wrzucić do strumienia jego oryginalnego majordomusa. Z tego widać, że nawet w tych odludnych okolicach sądzą ludzi po sukniach.
— Uff! — Zawołał Mimbrenjo, zdziwiony, gdy wysze-

41