karabin białego sięga aż tutaj, a jego mała strzelba strzela bezustannie bez ładowania. Chodź z nami! Zawrócimy, aby połączyć się ze swoim oddziałem. Będziesz mógł pomówić z wodzem.
— Mamy czas na to. Zaczekajcie jeszcze chwilę! Chciałbym dostać coś od was.
— Co?
— Wasze strzelby i wasze konie.
— Dlaczego i poco? — zapytał, patrząc na mnie zdumiony.
— Dlatego! — odpowiedziałem, zesuwając lewą ręką szal z twarzy, a prawą kierując na nich sztuciec. — Powiedzieliście sami, jak długo mogę strzelać z tej strzelby. Kto z was ruszy się z miejsca, dostanie w tej chwili kulą w łeb! A tam, w zaroślach, stoi Mimbrenjo z moją niedźwiedziówką, której kule sięgają dalej niż do tego miejsca!
Trzej czerwoni skamieniali, nie na skutek mego rozkazu, lecz ze strachu przed lufą sztućca, i patrzyli osłupiałemi oczami na moje odsłonięte oblicze.
— Uff! — wykrztusił ten, który ze mną rozmawiał. — To jest Old Shatterhand!
— Old Shatterhand, Old Shatterhand! — powtórzyli jego obydwaj towarzysze.
— Tak, Old Shatterhand, — potwierdziłem. — Chcieliście mnie schwytać, a oto jesteście sami w niewoli. Puszczę was jednak wolno i pozwolę wrócić do waszego wodza. Rzućcie strzelby na ziemię! Zwyczajem indjańskim trzymali strzelby w rękach, choć niegotowe do strzału. Teraz nie odważyli się wprawdzie zrobić z nich użytku, ale rozkazu również
Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.
46