Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

chał swoje dziecko z pewnością niemniej, niż biały; ale byłoby to oznaką słabości i niemęskości, gdyby jakiem pytaniem lub słowem, zdradził swą troskę o syna. —
Nareszcie wynurzył się przed nami, nieco zboku leżący, ów las, tak wielką odgrywający rolę w naszych przygodach. Skierowaliśmy się tak, aby mieć go po prawej ręce i aby zasłaniał nas przed wzrokiem Yuma. Niebawem natrafiono na wystający cypel lasu, który nadawał się wybornie na zasadzkę; objechawszy go, zatrzymaliśmy się po przeciwnej stronie.
Tutaj znowu pokazało się, jak wielki wpływ wywierał Winnetou na wszystkich; z którymi obcował. Nalgu Mokaszi i wielu z jego ludzi przewyższali Winnetou wzrostem i zewnętrzną postacią; byli między nimi znani i waleczni wojownicy, którzy siali postrach wśród nieprzyjaciół, a jednak teraz, skoro zatrzymaliśmy się, spoglądali wszyscy na Apacza, czekając, jakie wyda zarządzenia. Uznano go milczącą ugodą za dowódcę, pomimo, że nie należał do Mimbrenjów, a właściwy wódz, Nalgu Mokaszi, nie okazywał i nie odczuwał nawet cienia zazdrości. Tak nieodparte wrażenie wywierał Winnetou wszędzie, nawet na wrogów i na białych, którzy zwykle nie mają ochoty poddawać się rozkazom czerwonoskórego.
On znowu nie zwykł przedsiębrać nic, a przynajmniej nic ważnego, nie porozumiawszy się przedtem ze mną. Naturalnie trzeba być bacznym obserwatorem, że by to poznać. Przeważnie nie zadawaliśmy sobie pytań; jeden rzut oka wystarczył do porozumienia się, a skoro zawodził, resztę dopowiadał ruch ręką, romionami, lub wreszcie potakujące, bądź przeczące skinienie

59