Mimbrenjowie położyli na czaty. Aczkolwiek pragnęli to ukryć, zauważyłem, że w duchu nie byli tak spokojni, jak wyglądali z pozoru. Winnetou natomiast zdawał się nie troszczyć więcej o Yuma; chociaż mogli się ukazać w każdej chwili, wyciągnął swoją fajkę pokoju; aby przeprowadzić ceremonję powitania, której szczegóły zajmują przecież tak wiele czasu. Nie dziwiłem się, że Mimbrenjowie spoglądali na niego ze zdumieniem. On jednak, nie zważając na to, odpiął od pasa pięknie wyszywany worek z tytoniem, napełnił kalumet[1], ozdobiony piórami kolibrów, i rzekł do mnie:
— Ponieważ musieliśmy tak prędko się cofnąć, nie mogliśmy powitać naszego białego brata; teraz jednak mamy czas; niech więc Old Shatterhand wypali z nami fajkę, poświęconą przyjaźni i pokojowi.
Kiedy zajęty był zapalaniem tytoniu, przybiegł śpiesznie strażnik, stanął przed nim i zameldował tak natarczywie, jakby zawisło nad nami groźne niebezpieczeństwo:
— Yuma nadchodzą; widzę ich! Zbliżają się tak prędko, że będą tutaj za chwilę!
Wojownicy, otaczający nas, zerwali się na równe nogi; wódz nawet wykonał ruch do powstania; aliści Winnetou skarcił wartownika surowo:
— Jak śmie Mimbrenjo przeszkadzać Winnetou, gdy on zamierza zapalić fajkę pokoju! Co jest ważniejsze: święty dym kalumetu, czy ukazanie się kilku psów Yuma, którzy zawrócą natychmiast ze strachu?
Czerwonoskóry stanął jak wryty i spuścił głowę. Winnetou zaś dodał:
— Niech Mimbrenjo wróci na swoje miejsce i niech
- ↑ Fajka pokoju.