ny wschodniej, zatrzymaliśmy się na jego północno-wschodnim rogu, pewni, że uprzedzamy Yuma, gdyż nie mogli tutaj przyjechać przed nastaniem zupełnej ciemności.
Do tej chwili nie mówiliśmy nic; teraz zapytałem krótko:
— Ty dalej, czy ja?
— Jak Old Shatterhand chce, — odpowiedział Apacz.
— Więc niech Winnetou pojedzie dalej; jego uszy są lepsze od moich.
— Słuch Błyskawicy wesprze ucho mojego przyjaciela. Jaki znak sobie damy?
— Nie nadaje się krzyk orła, gdyż w tej okolicy orłów niema.
— Więc niech Old Shatterhand naśladuje pumę; te zwierzęta są tutaj dosyć pospolite. Po tych słowach odjechał Winnetou; kroki jego niepodkutego konia były prawie niedosłyszalne. Rozdzieliliśmy się, nie wiedząc, w jakiej odległości od lasu będą przejeżdżać Yuma; dlatego jeden, z nas musiał zająć dalsze, a drugi bliższe stanowisko. Naturalnie, skraj lasu nie szedł w prostej linji, lecz tworzył liczne zakręty, wzdłuż których nie jechaliby Yuma na pewno. Musieliśmy wyczuć mniej więcej położenie obranej przez nich drogi; tutaj mógł nam pomóc tylko instynkt i doświadczenie. Gdybyśmy ustawili się za blisko lub za daleko lasu, minęliby nas niepostrzeżenie. Mimo to, nie zamieniliśmy ani jednego słowa o tym szkopule, gdyż każdy musiał zdać się na własną roztropność.
Odjechałem nieco od lasu, następnie zsiadłem
Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.
73