szybko; gdy następnie powtórzyłem ryk, ruszyli obydwaj z wielkim pośpiechem za swoimi towarzyszami i niebawem znikli mi z oczu. Dzięki Bogu, udał się rozpaczliwy podstęp! A jak łatwo mógł ryk mój sprowadzić zpowrotem wszystkich Yuma!
Zaledwie znikli, a ja dosiadłem konia, ukazał się Winnetou.
— Gdzie? — zapytał krótko.
— Tam, przed nami.
— Dlaczego mój brat ryczał dwa razy? Raz wystarczało.
— Ponieważ Yuma zobaczyli mnie leżącego i musiałem ich wystraszyć.
— Uff! Jeśli tak, to Old Shatterhandowi szczęście dopisało!
Od tej chwili nie zamieniliśmy przez dłuższy czas ani słowa. Jechaliśmy w milczeniu za czerwonoskórymi w takiej odległości, że rozpoznawaliśmy ich jako niewyraźną plamę na łące; oni jednak nie mogli nas zobaczyć absolutnie, ani też słyszeć kroków naszych koni.
Tak jechaliśmy przez dwie godziny wzdłuż północnego skraju lasu; następnie zboczyliśmy na południe, równolegle do jego strony zachodniej. Winnetou odezwał się teraz, wypowiadając moje własne myśli:
— Ponieważ Yuma nie wiedzą, gdzie są Mimbrenjowie, więc rozłożą się wkrótce obozem i wyślą wywiadowców.
— Mój brat ma słuszność. Wyprzedzimy ich i zaczekamy.
Niebawem wynurzył się przed nami południowo zachodni róg lasu; Yuma zatrzymali konie, my zaś cof-
Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.
76