Jeniec zaczerpnął głęboko powietrza i zgrzytnął, patrząc na mnie przeszywającym wzrokiem:
— Old Shatterhand! Ciebie mógł tylko zły duch tutaj sprowadzić!
— Nie zły duch, lecz ten wojownik, którego widzisz przy mnie — odpowiedziałem, wskazując na Apacza. — Sporzyj! Czy znasz go?
Właśnie w tej chwili ukazał się księżyc z poza rogu lasu, oświetlając jasno mojego czerwonego przyjaciela.
— Winnetou! Uff, uff! Wódz Apaczów! — wyrwało się z ust Yuma.
— Tak, Winnetou! — podchwyciłem. — Przyznasz zapewne, że nie oswobodzisz się już nigdy. — Kto dostanie się w moc Winnetou, ten odzyska tylko wtenczas wolność, gdy mu wódz Apaczów da ją dobrowolnie.
— Mylisz się! — odpowiedział Vete-ya tonem groźby. — W ciągu kilku minut będę znowu wolny.
— Jakto?
— Uwolnią mnie moi wojownicy. Ja i mój towarzysz wyprzedziliśmy ich tylko, a oni postępują tuż za nami. Jesteście zgubieni. Jeśli nas jednak natychmiast rozwiążecie, będę gotów was puścić.
— Najgłupsze to słowa, jakie kiedykolwiek wypowiedziałeś, — zaśmiałem się na głos.
— Mówię prawdę! — obstawał wódz.
— Gdybyś mówił do ludzi niedoświadczonych, mógłby ci się udać podstęp; ponieważ jednak masz przed sobą mnie i Winnetou, więc to jedynie śmiechu warte, że nas usiłujesz zastraszyć. Czy twoi wojownicy mają konie, czy nie?
Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.
80