Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak.
— Wtedy byliby warci, żeby ich oplwano i wyśmiano. Jestem stary i przeżyłem już wiele rzeczy, których inni nigdy nie doświadczą; nie zdarzyło mi się jednak widzieć, żeby się kto poddał bez przymusu.
— Usłyszysz resztę później, gdy się porozumiem z Winnetou. Teraz spieszmy, aby jak najprędzej do niego przybyć!
Jak wiatr pędziliśmy wzdłuż lasu, dopóki nie dotarliśmy do miejsca, na którem rozstałem się z Winnetou. Stał tam, wyprostowany, w świetle księżyca, żebyśmy go natychmiast spostrzegli. Zsiadłszy z koni, przywiązaliśmy je do drzew wzdłuż skraju lasu; jeńców obstawiono podwójną strażą; wszyscy czerwonoskórzy usadowili się w cieniu i wkrótce zapanowała taka cisza, że chyba tylko jakiś zawołany wywiadowca mógłby nas tutaj wyśledzić.
Winnetou, Nalgu Mokaszi i ja siedzieliśmy razem, żeby omówić plan pojmania Yuma. Żaden z wojowników nie odważył się zbliżyć do nas tak, ażeby móc słyszeć rozmowę; Indjanin jest wprawdzie wolnym wojownikiem i nie zna wojskowej dyscypliny, dowódcy swemu jednak okazuje niemniejszy szacunek, niż żołnierz generałowi.
Nalgu Mokaszi był daleko starszy, niż ja, lub Winnetou, a przecież ustępował nam pod względem cierpliwości. Zaledwie zajęliśmy miejsca obok siebie rozpoczął:
— Te psy Yuma zabiegły nam drogę; pośpieszmy się, nie pozwólmy im wrócić do ich dziur i jaskiń!
Winnetou zwlekał z odpowiedzią, ja również mil-

89