Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

to nie mogę nie przyznać mu słuszności. Co jednak dalej uczynimy?
— Zażądamy, aby złożyli broń.
— Czy mój brat ufa, że posłuchają?
Nalgu Mokaszi wypowiedział to pytanie z niezbyt tajonym uśmiechem. Winnetou zaś odparł spokojnie:
— Jestem nawet przekonany o tem.
— Wobec tego powiem wodzowi Apaczów, co się stanie. Yuma, spostrzegłszy, że są otoczeni, przebiją się z łatwością przez nasz krąg i uciekną.
— Niech więc Nalgu Mokaszi powie, jak rozumie owe słowo „łatwo“! Czy mogą uciec przez las?
— Nie, gdyż tam będą stali nasi wojownicy, ukryci za drzewami, a każdy z nich mógłby zabić dziesięciu wrogów, zanim jedenasty dotarłby do niego. Muszą więc rzucić się w stronę łąki.
— Ale tam będą przecież także nasi wojownicy!
— Ci nie przeszkodzą w ucieczce, gdyż najlepszy nawet biegacz nie dopędzi konia.
— Uff! Zatem Nalgu Mokaszi myśli, że Yuma zaatakują nas konno?
— Tak jest. Skoro zobaczą, że są otoczeni, wskoczą na konie i przebiją się przez szeregi naszych, kierując ku łące.
— Słusznie, ale koni nie dosiędą, — odparł Winnetou z właściwą sobie pewnością.
Teraz dopiero zaczęło świtać w głowie Nalgu Mokaszi. Wydmuchnął powietrze przez usta z przytłumionym świstem, jakby na znak zdziwienia, i zapytał:
— Winnetou chce im zabrać konie? Przyjdzie to z trudnością, z wielką trudnością.

92