Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/103

Ta strona została skorygowana.
—   89   —

— Tak, zihdi — odrzekł Halef. — To ten wczorajszy Dżiaf.
— To Bebbeh i zdradził nas. Puśćcie go naprzód, a będzie nasz.
— A jeżeli tymczasem inni nadjadą?
— To nie uda się tak prędko. Sir Dawidzie! Pojedziemy naprzód i weźmiemy tego jeźdźca między siebie. Gdyby się bronił, wytrącimy mu broń z ręki.
— Pięknie, master! Pysznie! Yes!
Teraz zniknął Bebbeh za najbliższym zakrętem drogi, a my wychyliliśmy się z naszej kryjówki. Dostawszy się z Lindsayem do tego załomu, zbliżyliśmy się do Bebbeha na pięćdziesiąt kroków. Usłyszał nas i odwrócił się. Poznawszy nas, tak się w pierwszej chwili przestraszył, że mimowolnie konia zatrzymał. Przypuszczał, żeśmy już przed nim, a tymczasem ujrzał nas za sobą. Zanim ochłonął, pochwyciliśmy go.
Sięgnął po nóż, ale schwyciłem dłoń jego i ścisnąłem tak silnie, że go wypuścił. Lindsay wyrwał mu włócznię, ja zaś równocześnie przeciąłem rzemień, na którym zwisała mu strzelba przez plecy, tak, że upadła. Był rozbrojony, a koń jego gnał razem z naszymi pełnym biegiem. Wobec tego poddał się swemu losowi.
— Co z tym drabem zrobimy, master? — zapytał Lindsay.
— Ukarzemy go!
— Yes! Fałszywy Dżiaf! Jaka kara?
— Nie wiem. Naradzimy się nad tem.
— Pięknie! Posiedzenie! Izba wyższa, izba niższa! Well! Jak uwolniliście Haddedihnów?
Opowiedziałem mu w krótkich zarysach. Doszedłszy do tej części opowiadania, w której Dojan unieruchomił straż przy koniach, zatrzymałem się nagle.
— O biada! Cóż ja uczyniłem!
— Co, master? Przecież wszystko dobrze!
— Zapomniałem w pośpiechu odwołać psa od tego człowieka!
— Oh! Ah! To niemiłe! Przybiegnie!