rari i od meleka z Lican, a stąd począwszy, liczyliśmy na dalszą pomoc. Szirbanie przyjęli nas gościnnie, ale Zibarowie bardzo nieprzyjaźnie; później udało mi się zapewnić sobie ich przychylność. Dotarliśmy szczęśliwie do rzeki Akry, spotkaliśmy się tu jednak u dzikiej ludności górskiej z taką złośliwością, że musieliśmy po różnych przykrych doświadczeniach zwrócić na południowy wschód. Przeszliśmy Cab na wschód od Ghara Surgh, zostawiliśmy po lewej stronie Pir Hazan i nie mogąc zaufać tamtejszym Kurdom, trzymaliśmy się z konieczności wzdłuż Dżebel Pir Mam kierunku południowo-wschodniego, aby potem zboczyć na prawo i dostać się do Tygrysu gdzieś między Diyaleh a Małym Cabem. Spodziewaliśmy się, że Arabowie Dżerboa przyjmą nas gościnnie i dadzą nam pewnych przewodników, tymczasem dowiedzieliśmy się ku wielkiemu, naszemu zmartwieniu, że oni połączyli się z Obeidami i Ben i Lamami, aby wszystkim szczepom, zamieszkałym pomiędy Tygrysem i Thatharem dać poznać ostrza swych włóczni. Szammarowie byli wprawdzie zaprzyjaźnieni z jednym szczepem Obeidów, którego szejkiem był Eslah el Mahem, ale człowiek ten mógł tymczasem zmienić swe przekonanie, a o innych szczepach wiedział Mohammed Emin na pewne, że są względem Haddedihnów nieprzyjaźnie usposobione. Wśród takich okoliczności uważaliśmy za rzecz najstosowniejszą zwrócić się ku Sulimanii, a potem dopiero postanowić, co dalej. Uwolniwszy Amada el Ghandur i doprowadziwszy go szczęśliwie aż tutaj, woleliśmy pójść dalej dokoła, aniżeli wystawiać się na nowe niebezpieczeństwa.
Tak dostaliśmy się po dłuższym czasie, oraz po wielu wysiłkach i niedostatkach szczęśliwie do północnych stoków gór Cagros.
Wieczór już zapadał, kiedy rozłożyliśmy się na brzegu lasu, w którym rosły same czimary[1]. Ponad nami wisiało niebios sklepienie, pełne takiego blasku, jaki tylko w tych stronach można oglądać. Znajdowa-
- ↑ Wschodni jawor.