Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/152

Ta strona została skorygowana.
—   128   —

nie usłuchał, tylko napędzał konia do pośpiechu. Byłem już z nim na jednej szerokości i rzuciłem, mijając go, niechybny rzemień. Nastąpiło szarpnięcie. Porwałem go kawał drogi za sobą i zatrzymałem się, aby zeskoczyć. Kurd leżał bez ruchu na ziemi. Mimo bardzo krótkiego czasu wlókł się wskutek szybkości konia przez dość długą przestrzeń po kamieniach tak, że stracił przytomność.

Odwinąłem zeń lasso, zrobiłem nową pętlę i pozostawiwszy Kurda na ziemi, dosiadłem konia znowu i pognałem za trzecim złodziejem. Doścignąłem go wkrótce. Teren bardzo dobrze nadawał się dla pogoni, ponieważ nie było gdzie uciec ani na prawo, ani na lewo. Temu także kazałem się zatrzymać, lecz nie usłuchał.. Świsnęło lasso w powietrzu, a pętla owinęła się około ciała Kurda, przyciskając do niego ramiona. Jeszcze kilka skoków i zatrzymałem konia, gdyż ścigany już leżał na ziemi. Był przytomny, ponieważ nie wlokłem go tak daleko.
Zeskoczyłem z konia, skrępowałem złodzieja rze-