Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/166

Ta strona została skorygowana.
—   142   —

— Opowiem ci, jak się to stało.
— Pozwól mi wpierw dowiedzieć się o rzeczach najważniejszych! Czy Kurdowie uciekli?
— Tak. Wysłałem za nimi dwu służących, którzy mieć ich będą na oku. Było ich ze czterdziestu. Stracili wielu ludzi, gdy tymczasem my opłakujemy tylko jednego, tj. twego przyjaciela. Dokąd was droga prowadzi?
— Do pastwisk Haddedihnów po tamtej stronie Tygrysu. Byliśmy zmuszeni do okrążenia.
— Moja droga wiedzie mnie na południe. Słyszałem, że już byłeś w Bagdadzie.
— Tylko przez krótki czas.
— Czy znasz drogę, która tam prowadzi?
— Nie, ale łatwo ją znaleźć.
— A z Bagdadu do Kerbeli?
— Tę także. Czy chcesz się udać do Kerbeli?
— Tak. Chcę odwiedzić grób Hosseina.
Wiadomość ta obudziła moją ciekawość w najwyższym stopniu. Pers był Szyitą; pragnąłem w duchu odbyć z nim razem tę ciekawą podróż.
— Dlaczegóż wybrałeś się przez te góry?
— Aby się nie narażać na napady rozbójniczych Arabów, czyhających na łup na zwykłej drodze pielgrzymiej.
— A za to wpadłeś w ręce Kurdom. Czy przybywasz z Kirmanszah.
— Z jeszcze dalszych okolic. Obozowaliśmy tu już wczoraj. Jeden z moich służących poszedł do lasu i ujrzał z daleka zbliżających się Kurdów. Oni zauważyli go także, pośpieszyli za nim i przybyli do naszego obozu i uderzyli na nas. Zawrzała straszna walka. Zdawało nam się, że ulegniemy, gdy wtem zjawił się waleczny starzec, który tam leży na ziemi. Zastrzelił z miejsca dwóch Kurdów i rzucił się w bój. Potem nadbiegł syn jego, równie waleczny jak ojciec, ale mimo to bylibyśmy nie odnieśli zwycięstwa, gdybyście wy także nam nie dopomogli. Emirze, do ciebie należy ży-