Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/169

Ta strona została skorygowana.
—   145   —

podejrzewałem, że jest Bebbehem, a podaje się tylko za Soranina, by się ocalić. Toteż spytałem:
— Skąd się tu wziąłeś i jak dostałeś się w to położenie, skoro jesteś Soraninem?
— Jesteś widocznie obcym w tym kraju — odrzekł — kiedy tak pytasz. Soranie byli szczepem wielkim i potężnym. Mieszkali na południe od Bulbów, którzy obejmują cztery szczepy: Rummok, Mancar, Piran i Namash i mieli stolicę w Harir, najlepszej siedzibie z całego Kurdystanu. Lecz Allah odjął od nich swą rękę, że potęga ich znikła, aby zwrócić się do ich wrogów. Po raz ostatni zatknęli swój sztandar w okolicy Keny Sandżiak. Wtem nadeszli Bebbehowie i strącili go na ziemię. Zabrali im trzody, uprowadzili żony i dziewczęta, a pozabijali mężów, młodzieńców i chłopców. Niewielu tylko zdołało się uratować, by się rozprószyć po świecie lub skryć w samotności. Do tych i ja należę. Mieszkam tam na górze, pomiędzy skałami. Żona moja nie żyje, bracia i dzieci pomordowani; nie mam nawet konia, tylko nóż i strzelbę. Dziś usłyszałem strzały i zszedłem na dół, by się walce przypatrzeć. Ujrzawszy swoich wrogów, Bebbehów, porwałem za strzelbę. Z ukrycia za drzewami niejednego położyłem trupem; możesz kule moje znaleźć w ich ciałach. Zabijałem ich z nienawiści, a zarazem z chęci zdobycia sobie konia. Wtem spostrzegł ten pies błyski mej flinty, wziął mnie za nieprzyjaciela i zaatakował. Nóż mi wypadł, a strzelba jeszcze nie była nabita. Usiłowałem lufą strzelby utrzymać psa zdala od siebie i cofałem się, lecz on mnie wkońcu przewrócił na ziemię. Widziałem, że mię rozszarpie, gdybym się ruszył i tak leżałem aż dotychczas spokojnie. Były to straszne godziny!
Ten człowiek mówił prawdę; czułem to; a jednak musiałem się zachować ostrożnie.
— Czy pokażesz nam swoje mieszkanie?
— Owszem; to chata z mchu i gałęzi, a w niej łoże z trawy i liści; więcej nic nie zobaczycie.
— Gdzie twoja strzelba?