— Nie przyjmuję.
— To ja cię zmuszę do zatrzymania go!
— Jakim sposobem?
— Zobaczysz. Leilkum zaaide — dobranoc!
Odwrócił się, zostawiając mnie samego. Poznałem, że teraz czas zdwoić uwagę co do niego. Ale stać się miało inaczej. Wieczór dzisiejszy był wogóle posępny i smutny. Pers usunął się poza swoją ścianę z gałęzi, ludzie jego przykucnęli obok siebie, a ja siedziałem z Halefem i Anglikiem nad źródłem, gdzie staraliśmy się ochłodzić nasze piekące rany. Śmierć Mohammed Emina wzruszyła każdego z nas głębiej, niż to jeden wobec drugiego okazywał. Poprzez gorączkę, z którą falowała krew w moich żyłach, przemykał od czasu do czasu dreszcz wstrząsający — było to zbliżanie się febry z powodu ran. Halefem trzęsło już także.
Noc miałem przykrą, ale moja silna natura nie dopuściła przecież do porządnego ataku. Zdawało mi się, że czuję każdą kroplę krwi, płynącą w żyłach. Na poły śniąc lub fantazując, przewracałem się z boku na bok, rozmawiałem z najrozmaitszemi osobami, jakie mi podsuwała wyobraźnia, a jednak wiedziałem, że to złudzenie. Dopiero nad ranem zapadłem w sen, z którego się aż wieczorem obudziłem. Wspomniana woń znowu mnie otaczała, ale zamiast dwu par pięknych oczu, ujrzałem potężny guz alepski na nosie Anglika.
— Znowu przebudzony? — zapytał.
— Zdaje mi się. Co! Tam stoi słońce? Toż to wieczór już prawie!
— Cieszcie się, master! Ladies wzięły was w kuracyę. Przysłały krople na ranę, a Halef ją zakropił. Potem przyszła jedna z nich i wlała wam coś między zęby. Nie był to chyba porter, przypuszczam!
— Która to była?
— Jedna. Druga została tam, ale mogła być także druga, a pierwsza tam została. Nie wiem!
— Pytam się, czy ta z błękitnemi, czy ta z czarnemi oczyma?
Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/184
Ta strona została skorygowana.
— 154 —