czorna dogorywała i nawet najbliższe otoczenie otulało się coraz bardziej pokrywającą wszystko szatą wieczoru. Gdyby tak można pójść razem z tem słońcem, gdyby można pójść za niem, hen daleko, na Zachód, gdzie promienie jego pełne i ciepłe oblewają jeszcze teraz ojczyznę! Tu, na tej samotnej wyżynie wyciągnęła do mnie rękę nostalgia, ta tęsknota, której na obczyźnie nie ujdzie żaden człowiek, jeżeli w piersi jego bije serce uczuciem. „Ubi bene ibi patria“, to tylko przysłowie, którego zimnej obojętności nie potwierdza życie zbyt często. Wrażenia młodości nigdy nie dadzą się zatrzeć zupełnie, a wspomnienia mogą zasnąć, ale nie zginąć. Budzą się, kiedy się tego najmniej spodziewamy i sprowadzają ową tęsknotę, na którą dusza może tak ciężko zaniemóc. Przyszły mi na myśl słowa pewnego poety na obczyźnie. Powiada on, że żadna ziemia nie jest dlań tak świętą, jak ojczysta, że obraz jej nigdy z duszy mu nie zniknie, a gdyby nawet nie stało już żywych węzłów, wówczas jeszcze łączyliby go z nią zmarli, których kryje ta ziemia.
Kołując trochę, wróciłem do obozu, gdzie wszystko już spało. Mimo późnej godziny leżałem jeszcze długo bezsennie. Słychać było poranne głosy ptasząt, kiedy nareszcie zasnąłem. Zbudziwszy się około południa, dowiedziałem się, że Anglik i Pers poszli polować na głuszce i wzięli z sobą Dojana. Rana dzielnego Halefa była boleśniejsza od mojej, ale stara Alwa przyniosła mu jeszcze rano lekarstwo, które nie pozostało bez skutku.
— Dokąd będziemy tu leżeć? — zapytał.
— Dopóki nie będziemy mogli wyruszyć bez niebezpieczeństwa dla naszych ran. Co jadłeś na śniadanie?
— Rozmaite rzeczy, których nie znam. Perskie niewiasty pieką i smażą znakomicie. Oby je nam Allah zachował, dopóki ich potrzebujemy! Mirza powiedział, żebym przystąpił do ściany i zaklaskał, skoro tylko wstaniesz.
— Zrób tak, Halefie!
Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/190
Ta strona została skorygowana.
— 160 —