Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/196

Ta strona została skorygowana.
—   166   —

— Panie, nie jestem tchórzem. Czy moi ludzie mają sądzić, że się obawiam?
— Dobrze, i ty jesteś odważny! Usposobienia nasze odpowiadają sobie, będziemy razem podróżować.
— Zgadzam się, emirze, lecz stawiam jeden warunek. Jestem bogaty, bardzo bogaty i żądam, żebyś wszystko, czego ci potrzeba, brał tylko odemnie!
— Wówczas stanę się twoim sługą, biorącym wynagrodzenie.
— Nie; jesteś mym gościem i bratem, którego miłość pozwala mi się starać o niego. Przysięgam na Allaha, że nie jadę z tobą, jeżeli nie przyjmiesz tego warunku.
— Zniewalasz mnie tą przysięgą do spełnienia twych życzeń. Jesteś pełen dobroci i zaufania do mnie, chociaż mnie nie znasz!
— Sądzisz, że ciebie nie znam? Czyż nie ocaliłeś nas z rąk Bebbehów? Czyż Amad el Ghandur nie opowiadał o tobie? Zostaniemy razem, a ja za tę, wedle możności ofiarowaną ci odrobinę, otrzymam od ciebie skarby, o które daremnie walczyłem dotąd, bo nie znalazłem nikogo, ktoby je posiadał... skarby duchowe. Panie, zwykłym Persem nie jestem, lecz z tobą się równać nie mogę. Ja wiem, że w twoim kraju chłopiec ma więcej wiadomości od naszego dojrzałego mężczyzny, że rozkoszujecie się dobrami, których my nawet z imienia nie znamy. Wiem o tem, że kraj nasz, to pustynia wobec waszego, i że najbiedniejszy z was ma więcej praw od wezyra Farsistanu. Wiem jeszcze wiele innych rzeczy i uznaję przyczyny tego stanu: wy macie matki, macie żony, a my ani jednych, ani drugich. Daj nam dobre matki, a dzieci nasze wnet potrafią się zmierzyć z waszemi. Serce matki, to grunt, w którym duch dziecka puszcza korzenie. O Mohammedzie, nienawidzę ciebie, bo zabrałeś duszę naszym niewiastom i zrobiłeś z nich niewolnice zmysłowości; złamałeś tem siłę naszą, zamieniłeś nasze serca w kamienie, opustoszyłeś krainy i oszu-