Nie mogłem swobodnie i z ufnością zbliżyć się do podpatrującego, przysunąłem się więc pocichu do niego i schwyciłem go za kark. Przeraził się tak dalece, że zesztywniał zupełnie i nie bronił się wcale, gdy go podniosłem i zawlokłem do ogniska.
Tam położyłem go na ziemi i dobyłem sztyletu.
— Człowieku, nie rusz się, bo cię zakłuję! — oświadczyłem mu groźnie.
Nie byłem wcale tak srogo usposobiony, ale nieznajomy wziął moją groźbę na seryo i złożył ręce błagalnie.
— Panie, litości!
— To od ciebie zależy. Jeśli mię okłamiesz, zginąłeś. Ktoś ty?
— Jestem Turkomanem z plemienia Bejat.
Turkoman? Tutaj? Sądząc z ubrania, można było przypuścić, że mówi prawdę. Wiedziałem też, że dawniej istnieli Turkomani pomiędzy Tygrysem a granicą perską, zgadzało się zaś i to, że szczep Bejatów do nich należał. Luryjska pustynia i równina Tapespi były terenem ich włóczęgi. Kiedy jednak Nadir Szach wpadł do bagdadzkiego ejaletu[1], powlókł Bejatów do Khorassanu. Nazwał tę prowincyę z powodu jej położenia i właściwości „mieczem Persyi“ i starał się ją zaludnić walecznymi, wojowniczymi mieszkańcami.
— Bejat? — zapytałem. — Kłamiesz!
— Mówię prawdę, panie!
— Bejaci nie mieszkają tu, lecz w odległym Khorassanie.
— Masz słuszność; ale kiedy musieli opuścić te okolice, zostało przecież kilku, a ci tak się rozmnożyli, że liczą teraz przeszło tysiąc wojowników. Mamy letnie siedziby w okolicach ruin Kizzel-Karaba i nad brzegami Kuru-Czai.
Przyszło mi na myśl, że o tem słyszałem.
— A teraz znajdujecie się tu w pobliżu?
- ↑ Ejalet, wyraz turecki, oznacza: okręg, powiat.