Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/223

Ta strona została skorygowana.
—   193   —

— Dokąd się udamy? — spytał Ardżir Mirza.
— Przedewszystkiem na drugą stronę rzeki. Trochę dalej na dole jest mały bród, wrócimy przeto do miejsca, w którem przeprawiłeś się przez rzekę. To podnosi zarazem naszą pewność, ponieważ nie przypuszczają, żebyśmy się udali z powrotem. Jeżeliby Saduk został, aby zemścić się w nocy, to za dnia przecież się do nas nie zbliży. Mógłbym wprawdzie spróbować poszukać go z psem, ale to nie pewne i czasuby dużo zabrało. Daj rozkaz do wymarszu i pokaż mi rozcięte więzy Saduka. Odtąd jednak nigdy nie powiadamiaj służących o tem, co zamierzasz uczynić.
Poszedł do chaty niewiast i wrócił z więzami. Owinięte były w chustkę, która przedtem służyła za knebel, i składały się z dwu sznurów i rzemienia. Wszystko było rozcięte. Najwięcej trudu przysporzyło mi złożenie chustki, ponieważ fałdów nie mogłem już złożyć tak samo. W końcu jednak udało mi się to do pewnego stopnia i zbadałem dokładnie przecięcia.
— Każ przystąpić twym ludziom! — rzekłem do mirzy.
Zeszli się na jego rozkaz, nie wiedząc, o co idzie, ale teraz ujrzeli leżące przedemną więzy.
— Dajcie mi swoje noże i sztylety! — zażądałem.
Gdy podawali mi żądane przedmioty, obserwowałem twarz każdego z osobna, ale nie zauważyłem nic uderzającego. Zbadałem sumiennie i dokładnie ostrza i powiedziałem z pozorną obojętnością:
— Te sznury przecięto sztyletem trójkątnym; sprawcę zaraz odkryję.
Były wogóle tylko dwa sztylety trójkątne. Spostrzegłem, że właściciel jednego z nich nagle pobladł. Zarazem nie uszło mej uwagi, że podniósł z lekka jedną piętę, jak człowiek przygotowujący się do skoku. Oświadczyłem więc od niechcenia:
— Winowajca zamierza uciec, ale niech się nie waży; to pogorszyłoby tylko sprawę, zamiast ją popra-