Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/239

Ta strona została skorygowana.
—   203   —

jej kolei konnej batem spędzać, co jest chyba dość wyraźną illustracyą nieruchomości mahometanizmu.
Persowie, zamieszkujący Ghadhim, są po większej części handlarzami i kupcami, snującymi się codziennie do Bagdadu. Aby wśród tej ludności znaleźć Selima agę, musiałem udać się do zajazdu dla karawan, jakich jest wiele w Bagdadzie, a kilka w Ghadhim.
Było południe i to w lipcu; mieliśmy z pewnością ze trzydzieści pięć stopni ciepła według Reaumura. Nad miastem leżało nieprzeźroczyste prawie powietrze, a kto nas spotkał, miał twarz zakrytą. W jednej z ulic zauważyliśmy mężczyznę w bogatym perskim stroju, jadącego na siwku, przybranym w reszmę, czyli ową kosztowną perską uprząż, którą tylko najbogatsi mogą się popisywać. Wyglądaliśmy wobec niego istotnie jak łapserdaki.
— Ez andża, czepu rast — zabierajcie się, ustąpcie na prawo! — zawołał na nas, czyniąc ręką ruch wstrętu.
Jechałem wprawdzie obok Anglika, ulica jednak była tak szeroka, że Pers mógł całkiem wygodnie koło nas przejechać. Mimo to, byłbym spełnił jego wolę, gdyby nie ten giest.
— Masz dość miejsca — odpowiedziałem. — Naprzód!
Zamiast przejechać, stanął w poprzek swym siwym i rzekł:
— Świnio sunnicka, czy ty nie wiesz, gdzie jesteś? Ustąp, bo mój bat wskaże ci drogę!
— Spróbuj!
Dobył z futerału bata na wielbłądy i zamierzył się. Nie trafił jednak, ponieważ mój kary jednym susem przemknął obok niego, przyczem tak mu dałem w twarz pięścią, że spadł z konia, choć siedział we wschodniem siodle. Chciałem już jechać dalej, nie dbając o to, co się z nim stanie, kiedy oprócz jego przekleństwa, usłyszałem wołanie służącego, danego nam przez Ardżir Mirzę:
— Az barah chodeh — na miłość Boga, to mirza Selim aga!
Odwróciłem się natychmiast. Strącony znowu już