Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/25

Ta strona została skorygowana.
—   17   —

— Ajah — oh! Kara Ben Nemzi! W takim razie ten drugi człowiek z czerwonym nosem, to emir z Inglistanu, który chce wykopywać kamienie i napisy?
— Czy słyszałeś o nim?
— Tak, panie! Powiedziałeś mi tylko swoje imię, ale ja znam ciebie i jego. Ten mały człowiek, trzymający twojego konia, to hadżi Halef Omar, którego boi się tylu wielkich!
— Zgadłeś.
— A kto są ci dwaj inni?
— To moi przyjaciele, którzy imiona swe położyli pod kuran[1]. Kto ci o nas opowiadał?
— Znasz Ibn Zedara Ben Huli, szejka Abu Hammedów?
— Tak. Czy to twój przyjaciel?
— Nie jest ani moim przyjacielem, ani wrogiem, i nie mam obowiązku pomścić go na tobie. Nie bój się!
— Ja się nie boję!
— Wierzę temu. Spotkałem się z nim koło Eski Kifri i dowiedziałem się, że z twojej winy musi płacić haracz. Bądź ostrożnym, panie! Zabije cię, skoro wpadniesz mu w ręce.
— Znajdowałem się w jego ręku, a nie zabił mnie. Byłem jego jeńcem, ale on nie zdołał mnie zatrzymać.
— Słyszałem o tem. Zabiłeś lwa sam jeden i wśród ciemności, a potem odjechałeś z jego skórą. Czy sądzisz, że i ja nie potrafiłbym cię zatrzymać, gdybyś był moim jeńcem?
To brzmiało podejrzanie, ale ja odpowiedziałem spokojnie:
— Nie zatrzymałbyś mnie; a nie pojmuję nawet, w jaki sposób próbowałbyś mię wziąć do niewoli.
— Panie, nas dwustu, a was tylko pięciu!

— Chanie, nie zapominaj, że dwaj emirowie z Frankistanu znajdują się pośród tych pięciu, a oni warci tyle, co dwustu Bejatów!

  1. Wyrażenie, opisujące zdanie: Z ważnych powodów nie dać się poznać.