— Oto — zachrapał — kawa dla wszystkich!
Usiedliśmy na otomanie i wzięliśmy mu z rąk tacę, ponieważ nie mógł się do nas schylić. Pan pierwszy przyłożył do ust filiżankę.
— Smakuje? — zapytał grubas.
— Tak.
Anglik uczynił to samo.
— Smakuje? — zapytał znowu.
— Fi!
Lindsay wypluł pomyje z ust, ja zaś wprost odstawiłem filiżankę.
— Nie smakuje? — spytał teraz mnie.
— Skosztuj sam! — powiedziałem.
— Maszallah, ja takiej nie pijam!
Gospodarz chwycił za fajkę.
— Toż tu jeszcze jest popiół! — zgromił grubego.
— Tak, to ja paliłem z niej przedtem — odrzekł.
— Więc masz ją znowu wyczyścić!
— Daj tu!
Wydarł panu z rąk fajkę, wypukał z niej popiół przed drzwiami i powrócił.
— Masz, możesz sobie nałożyć teraz, effendi!
Stary posłuchał służącego, ale przypomniał sobie widocznie podczas napychania fajki, że nie wzięliśmy jeszcze nic do ust. Zdecydował się z tego powodu podać nam, co miał najlepszego i osobliwego. Rozkazał więc:
— Masz tu klucz od piwnicy. Idź na dół!
— Dobrze, effendi! Co mam przynieść?
— Wina.
— Wina? Allah kerim! Panie, czy chcesz duszę dyabłu zaprzedać? Czy chcesz być potępionym i zepchniętym w najgłębsze otchłanie piekła? Pij kawę, albo wodę! Jedno i drugie utrzymuje jasność oka i pobożność duszy; kto zaś pije szarab[1], popada w najgorszą nędzę i zgubę!
— Odejdź!
- ↑ Wino.