Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/271

Ta strona została skorygowana.
—   235   —

— To drudzy, a nie ja!
— Uskarżaj się zatem najpierw na swoich, a potem dopiero przyjdź tu do nas! Teraz nic z tobą nie mamy do mówienia.
— Człowieku, mowa twoja jest dumna! Jesteś Sunnitą. Sprowadziliście ból serca na prawdziwego kalifa i jego synów. Niech was Allah potępi i strąci w najciemniejszą głąb piekła!
Odwrócił się od nas z groźnym ruchem ręki. Miałem odrazu dowód nieubłaganej nienawiści, która im dłużej, tem jaśniej goreje między Sunną a Sziją. Ten człowiek odważył się zelżyć nas w bezpośredniem pobliżu ludności, złożonej z tysięcy Sunnitów. Coby musiało spotkać człowieka, który, jako Nieszyita, udałby się do Kerbeli lub Nedżef Ali.
Byłbym z chęcią zaczekał, dopóki nie nadejdzie koniec tego nieskończonego na oko orszaku pogrzebowego, lecz odpędziła mię ostrożność. Postanowiłem na wypadek, gdyby przeszkody nie były nieprzezwyciężone, pojechać aż do Kerbeli, a w takim razie nie należało się tu pokazywać w otoczeniu Sunnitów. Osoba moja łatwo mogła wpaść w oko komuś, ktoby mnie potem zdradził. Przeto odjechaliśmy wkrótce. Anglik był tego samego zdania, twierdząc, że zapachu dłużej już wytrzymać nie zdoła, a taki dzielny zresztą człowiek, jak Halef, uciekł przed cuchnącymi wyziewami, które czyniły pobyt w obozie nieznośnym.
Przybywszy do domu, dowiedziałem się od Hassana Ardżir Mirzy, że nie połączy się z karawaną, lecz pójdzie za nią dopiero nazajutrz. Zawiadomił już o tem postanowieniu mirzę Selima agę, który wyszedł następnie także, aby się przypatrzeć perskiej karawanie.
Nie wiem, czemu to wyjście agi wydało mi się podejrzanem. Przecież to, że chciał zobaczyć karawanę, nie powinno niepokoić, a jednak miałem poczucie budzącej się obawy. Udaliśmy się już na spoczynek, a ten człowiek jeszcze nie wrócił. Halefa, który wyszedł o zmierzchu do ogrodu, także jeszcze nie było. Dopiero