Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/282

Ta strona została skorygowana.
—   246   —

Tu stał jeszcze w wiekach średnich ogród obok ogrodu, tu powiewały palmy, a kwiaty rozsiewały woń; tu zwracały na siebie oko widza najwspanialsze owoce na pełnych listowia konarach. Teraz ani żadne drzewo nie rzuca cienia, ani woda nie zwilża piasku. Życiodajne kanały powysychały i służą dziś co najwyżej za kryjówki beduińskim zbójom.
Słońce ciągle jeszcze paliło, a powietrze zdawało się unosić ślady karawany umarłych, która się wczoraj tędy przesunęła. Miałem wrażenie, jak gdybym się znajdował w nieprzewietrzonej sali szpitalnej, przepełnionej ludźmi chorymi na ospę. Nie było to urojenie, gdyż i Halef zauważył to samo, Anglik zaś zły wietrzył nosem obrzękłym w leżącej ciężko atmosferze.
Tu i owdzie prześcignęliśmy starego pielgrzyma, który dążył do Kerbeli, aby się tam dać pochować i pozostał w drodze ze znużenia, lub grupę wspólników, którzy wpakowali kilka trupów na biednego muła; zwierzę szło naprzód, postępując i dysząc ciężko, obok kroczyli ludzie z pozatykanymi nosami, a od całego orszaku płynął ku nam oddech śmierci i zgnilizny.
Przy drodze siedział żebrak; był całkiem nagi z wyjątkiem przepaski na biodrach. Boleści swej z powodu zamordowania Hosseina dał on wyraz w sposób wprost wstrętny. Uda i ramiona jego były przebite ostrymi nożami, a w przedramiona, łydki, szyję, nos, szczękę i wargi powbijane calowe gwoździe. Z bioder i z brzucha aż po biodra zwisały, zaczepione o ciało, żelazne haki z dużymi ciężarkami. Wszystkie inne części ciała nakłóte były igłami; na gładko wygolonej głowie powycinał sobie ten człowiek podłużne pasy, a każdy palec u rąk i nóg przebił drewnianym kołkiem. Wogóle nie widziałem na całem jego ciele ani jednego miejsca choćby wielkości halerza, boleśnie niezranionego. Podniósł się za naszem zbliżeniem, a wraz z nim chmara much i komarów, pokrywających go od stóp do głów. Widok tego indywidyum był okropny!
— Dirigha Allah, waj Mohammed! Dirigha Hassan,