Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/313

Ta strona została skorygowana.
—   271   —

i broń. Daj je, ale popatrz na tych sześć flint wymierzonych do ciebie! Jeżeli strzelisz, jesteś zgubiony.
— Wcale nie myślę strzelać. Dam wam chętnie, czego żądacie, gdyż zamiast jednego z was zastrzelić, wolę, że zginiecie wszyscy, jeśli się dotkniecie konia, lub innej mojej własności.
Arab zaśmiał się.
— Te strzelby nie ożyją przeciwko nam!
— Spróbuj!... Masz je!
Podniosłem się z trudem; podałem mu prawą ręką jeden z pistoletów, a lewą rozpiąłem ubranie tak, że mogli zobaczyć moją szyję i piersi. W tejże chwili cofnął Arab wyciągniętą rękę i ruchem, świadczącym o największem przerażeniu, poskoczył do swego konia.
— Liwahihallah — na Boga! — zawołał, rzucając się skokiem pantery na siodło. — On ma dżumę! śmierć! śmierć! Umykajcie wierni, umykajcie co prędzej z tego przeklętego miejsca, bo was zguba dosięgnie!
Pognał precz w największym pośpiechu, a reszta za nim.
Mili synkowie proroka nie pomyśleli w przestrachu o tej nauce Koranu, że wszystko zapisane jest w księdze i że ucieczką nie zdołają uratować się przed czekającem ich przeznaczeniem. Zapomnieli nawet przed przyśpieszonym odjazdem kulę mi w łeb wpakować za to, że nie mogli teraz zabrać mojej własności.
Po upływie nowej pół godziny wrócił Halef z promieniejącem obliczem. Przypuszczenie moje okazało się słusznem; znalazł małe źródlisko, z którego wypływał strumyk, unoszący kryształowe swe wody do Eufratu i porosły po obu brzegach zaroślami. Opowiedziałem Halefowi epizod z Arabami, on zaś gniewał się mocno, że nie był przy tem. Przysięgał, że byłby ich wszystkich powystrzelał.
Zanim opuściliśmy wieżę, należało zmarłym urządzić miejsce wiecznego spoczynku. Do tego dała się dobrze użyć znaleziona motyka. Powlokłem się na zachodnią stronę ruiny. Halef przyniósł zwłoki i wykopał