w ścianie gruzów szeroką grotę, co przy podatności materyału nie kosztowało go zbyt wiele trudu. Następnie ułożył zmarłych w postawie siedzącej z wyprostowaną górną częścią ciała i jął otwór zamykać w ten sposób, że ziemia nie dotykała Persa, ani trzech kobiet.
Podczas tej roboty siedziałem naprzeciw groty i wbijałem sobie w pamięć rysy tych drogich osób. Tu siedziała Benda, oparta o cegły Babilonu; jej bogate, rozpuszczone włosy spływały na ziemię, a prawa ręka obejmowała jeszcze rękojeść sztyletu, tkwiącego w zastygłem sercu. Tak pochowaliśmy Mohammed Emina, siedzącego w grobie z twarzą, zwróconą na zachód, tam, gdzie słońce świeci nad Kaabą, jak kiedyś świecić będzie oblicze Boga nad świątynią raju. Oni byli przy tem, a Hassan Ardżir Mirza odmówił zań nawet surę. Któż mógł wróżyć im wówczas, że ten sam los wkrótce ich spotka!
Kiedy brzeg zamknięcia dosięgnął oblicza zmarłych, pożegnał ich Halef. Ja także przybliżyłem się chwiejnie i ukląkłem.
— Allah il Allah, we Mohammed Rahsul Allah! — mówił mały hadżi. — Zihdi, pozwól mi dziś odmówić modlitwę śmierci!
Gdy Halef się modlił, puściły mi się łzy z oczu.