miłem o znaczeniu tego, co znalazłem, a radość tę powiększyłem jeszcze oświadczeniem, że pojadę z nim teraz do Haddedihnów, częścią dla niego samego, częścią zaś ze względu na obudwu służących Anglika, którzy się tam może dotąd znajdowali. Poczuwałem się do moralnego obowiązku objęcia tego spadku po Angliku.
Wypocząwszy w Bagdadzie i zaopatrzywszy się w to, co najpotrzebniejsze, odjechaliśmy, zostawiając tylko na wszelki wypadek wskazówki, gdzie nas szukać należy. Jechaliśmy przez Samarę do Tekrytu i skręciliśmy potem na zachód ku Thatharowi, by uniknąć spotkania z plemionami, z któremi zderzyliśmy się nieprzyjaźnie w Dolinie Stopni. O dzień drogi od sławnych ruin El Hather spotkaliśmy dwu ludzi i dowiedzieliśmy się, że Szammarowie opuścili dotychczasowe pastwiska i przenieśli się dalej na południowy zachód ku El Deir nad Eufratem, aby się usunąć przed nieustannemi prześladowaniami gubernatora z Mossul. Przybyliśmy tam szczęśliwie, bez żadnej przerwy w podróży.
Przybycie nasze wywołało zarazem smutek i radość. Amad el Ghandur jeszcze nie wrócił. Cały szczep był o nas w wielkiej obawie, ale spodziewano się zawsze ujrzeć nas wszystkich z powrotem. Teraz prysnęła już tu nadzieja. Śmierć Mohammed Emina pogrążyła cały szczep w najgłębszej żałobie; urządzono wielką uroczystość ku uczczeniu jego pamięci.
Całkiem inaczej było u Hanneh, która na nasz widok rzuciła się radośnie w objęcia Halefa. On był zachwycony jej widokiem, a zachwyt ten zdwoił się jeszcze, kiedy Hanneh wprowadziła mnie i jego do namiotu, by nam pokazać małego hadżego, który pod naszą nieobecność stawił się do ziemskiej pielgrzymki.
— A czy wiesz, zihdi — zapytała mnie — jakie dałam mu imię?
— No?
— Nazywa się tak, jak ty i jego ojciec: Kara Ben Halef.
— Dobrze zrobiłaś — zawołał Halef — ty korono
Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/328
Ta strona została skorygowana.
— 286 —