Był to człowiek bardzo odważny. Zamiast gnać dalej lub wstrzymywać się, wykręcił koniem na miejscu i ruszył ku mnie. Za chwilę musieliśmy o siebie uderzyć. Dojrzałem, jak podniósł włócznię, więc pochwyciłem za lekki sztuciec. Na to on zwrócił swego koma w bok tylko o kilka cali. Przemknęliśmy obok siebie, przyczem grot jego włóczni zwrócony był w moją pierś. Odparowałem szczęśliwie, ale zwróciłem konia natychmiast. Czemu nie użył strzelby? Ponieważ on miał także konia zbyt dobrego, by go zastrzelić, zdjąłem z bioder lasso, przymocowałem jeden koniec do kuli u siodła i złożyłem rzemień w pętlicę. Bebbeh oglądnął się i ujrzał, że się doń zbliżam. Prawdopodobnie nie słyszał jeszcze o lassie i nie wiedział, jak się używa tej niebezpiecznej broni. Do włóczni także nie miał już zaufania, bo zdjął z ramion długą strzelbę, której pocisku już odparować nie można. Odmierzyłem dokładnie na oko odległość i w chwili, gdy on podnosił lufę, świsnął rzemień w powietrzu. Zaledwie ustąpiłem w bok z koniem, poczułem szarpnięcie: dał się słyszeć krzyk, wstrzymałem konia — Bebbeh leżał z owiniętemi rękoma na ziemi. W chwilę potem byłem już przy nim.
— Czy dolega ci ból?
To pytanie z mojej strony w obecnych okolicznościach musiało brzmieć jak szyderstwo. Usiłując oswobodzić ramiona, zgrzytnął:
— Zbóju!
— Mylisz się! Nie jestem zbójem, lecz życzę sobie, byś pojechał ze mną.
— Dokąd?
— Do chana Bejatów, któremu umknąłeś.
— Bejatów? A więc ludzie, których spotkałem, należą do tego szczepu! A jak chan się nazywa?
— Hajder Mirlam.
— Oh, teraz wiem wszystko. Oby was Allah wygubił, którzy przecież jesteście tylko złodzieje i łotry.
— Nie lżyj! Przyrzekam ci na Allaha, że nic ci się nie stanie!
Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/33
Ta strona została skorygowana.
— 25 —